29.12.2012

Ogórek z pieskiem:)

Ogórka uszyłam jakiś czas temu na zamówienie Mamiczki dla jej synka, który podobno uwielbia pieski. Nie sądziłam, że prezent tak bardzo im się spodoba i że dostanę tak pozytywną recenzję:) Możecie ją przeczytać tutaj, na blogu Mamiczki, na którym ocenia różne zabawki. Bardzo dziękuję, jest mi przemiło, że rzeczy które tworzę tak Wam się podobają:)

Ogórek jest po małym liftingu, powiększyłam mu koła, żeby był bardziej "ogórkowy" i zmniejszyłam powierzchnię spodu, żeby ścianki schodziły do niego bardziej ukośnie. Dzięki temu bardziej przypomina prawdziwego ogórka. Z tyłu naszyłam pieska, który zagląda przez szybę i macha łapką do obserwujących, sporą kość i odcisk psiej łapki. Serca na ściance bocznej przyszyłam muliną, żeby nić kontrastowała z ich kolorem i żeby wyraźniej było ją widać. Myślę, że kolory dzięki temu ładniej się komponują. A oto zdjęcia:




















22.12.2012

Życzenia Świąteczne


Kochani:)
życzę Wam wesołych Świąt,
odpocznijcie, zregenerujcie siły,
pojedzcie dobrego jedzonka,
nacieszcie się zieloną choinką
i wracajcie zdrowo do swoich domów:)
Gorąco Was pozdrawiam!!!

https://mail-attachment.googleusercontent.com/attachment/u/0/?ui=2&ik=8a298f5099&view=att&th=13bc480af968a455&attid=0.4&disp=inline&realattid=f_haxtht7a3&safe=1&zw&saduie=AG9B_P-8CuOrxRVOKEn_fqSSf8xW&sadet=1356214337541&sads=WWgQ9uI-vNp99Q22ndT3bKLrF0o

18.12.2012

A tu liski

Liski miały wjechać na bloga już dawno, ale jakoś ciągle brakowało czasu, więc teraz nadrabiam zaległości. Przypłynęły do mnie mailem od siostry, która znalazła je gdzieś w internecie i postanowiła się ze mną podzielić, bo wie, że liski lubię. To takie miłe:) Ale tak dla uzupełnienia muszę dodać, że lubię liski tylko wyidealizowane, bajkowe. Nie takie, co kradną kury i kaczki. Wychowałam się na wsi, więc "ciemną stronę lisa" znam;)

Te są na szczęście niegroźne. Tylko siedzą w łódce i pływają po jeziorze. Prawda, że są urocze? Autorką jest Kristiana Pärn, estońska ilustratorka:


A tutaj lisek-marzyciel:

Święta, święta, portmonetka uśmiechnięta;)


Ostatnio dużo mniej szyję. Idą święta, słychać ich coraz głośniejsze potupywanie i trzeba się spiąć, żeby miały co jeść i co wyciągnąć spod choinki;) Jakiś czas temu powstał wprawdzie ogórek, ale muszę znaleźć chwilę, żeby wrzucić jego zdjęcia. Tymczasem trochę o świątecznych zakupach.

Wybrałam się wczoraj na mały obchód w poszukiwaniu gwiazdkowych prezentów i jestem przerażona tym, co zastałam w centrach handlowych. Długie kolejki do schodów ruchomych, pełno choinek, świecidełek, melodyjek i anioły kwestujące na rzecz chorych dzieci. A ludzi jest tak dużo, że przypomniał mi się film przyrodniczy, który ostatnio oglądałam - o mrówkach faraonkach, które wyruszyły na podbój pszczelego kokonu, wiszącego na drzewie. Było ich tak dużo i przemieszczały się tak szybko, jak ci wszyscy ludzie wczoraj w Browarze i w Malcie. Dawno czegoś takiego nie widziałam. Rozumiem, że święta, że prezenty, ale skąd ich tak dużo? Z planowanego małego obchodu zrobił się oczywiście wielki, bo nie mogłam znaleźć tego, czego szukałam. I tak sobie obserwowałam innych poszukiwaczy i doszłam do wniosku, że można ich podzielić na dwie grupy - zadowolonych obładowaczy i zestresowanych pustorękich. Ja oczywiście należę na razie do tych drugich. Zadowoleni chodzą sobie spokojnie, bo już coś znaleźli i na ich twarzach można zobaczyć ogromną ulgę i niemalże napis "Nie martw się, ja też to przechodziłem. Objedziesz pół miasta i też coś w końcu znajdziesz." Ale pustorękich to nie pociesza. Biegają tu i tam zestresowani, że święta idą, a oni jeszcze nic nie mają. Dziś zrobię drugie podejście;)

Szukałam zabawki dla chrześniaczki, przez co mnóstwo czasu spędziłam w dziale dziecięcym. Ależ tam było śmiesznie;) Dziadkowie, babcie, ciocie i wujkowie przeglądają wszystkie zabawki i pytają się nawzajem: "A może to? A może to? A może to?" I te obłędne odpowiedzi "Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem." No pewnie, że nie wiedzą. Jakby wiedzieli, to by weszli do sklepu, wzięli to, co wiedzą i sprawa załatwiona. Ale tu trzeba czytać, od ilu lat, a czy rozwija, a zastanowić się, czy dziecko w ogóle będzie się tym bawić i tak bez końca. A jak już człowiek znajdzie fajną zabawkę, to okazuje się taka droga, że trzeba się trzy razy zastanowić, zanim się ją weźmie. Swoją drogą, naprawdę nie rozumiem, dlaczego kawałek plastiku musi tyle kosztować. Ostatecznie zwyciężył grający garnuszek na klocuszek, którego pewnie wszyscy znają, ale na wszelki wypadek wrzucę zdjęcie:




Przy okazji zauważyłam, że zabawki dla małych dzieci skonstruowane są właściwie na jednej prostej zasadzie - "Naciśnij, to ci zagram". Pełno guzików i melodyjek. A niektórzy dorośli tak się wciągają w ich testowanie, że nawet nie zauważają kiedy sami zaczynają się nimi bawić:) Ja też się kilka razy na tym przyłapałam. No bo jak tu sobie chwilkę nie pograć na małym keybordzie, skoro człowiek marzył o nim od dziecka? Albo miał taki jako dziecko, ale mu spadł i już nie grał?

Doszłam też do wniosku, że wybierając zabawki człowiek na chwilę sam powraca do czasów swojego dzieciństwa. Wczoraj na przykład widziałam pięknego konia na biegunach, z uzdą i grzywą do czesania. Marzyłam o takim w dzieciństwie. I mimo, że sama jestem teraz starym koniem, to nie mogę obok niego przejść obojętnie. Chociaż na chwilę przystanę, popatrzę, uśmiechnę się mimowolnie:) Człowiek wie, że sobie tego nie kupi i nie będzie się tym bawił, bo jest już starym koniem, ale za tym zagląda. Ja mam tak właśnie z końmi na biegunach. Dużymi i małymi. Ostatnio widziałam przepiękne porcelanowe karuzele z konikami, które tak mi się spodobały, że ciągle o nich myślę. Oglądałam je ze wszystkich stron i nie znalazłam żadnego włącznika, więc wydaje mi się, że nie są pozytywkami. Wyobraziłam sobie jednak, że to pozytywki, które się włącza i te konie jeżdżą w kółko jak to na karuzeli. Ależ by to było piękne! Jakbym taką pozytywkę zobaczyła w akcji, to bym chyba z tego sklepu nie wyszła. Ale karuzela była bardzo droga, więc dopiero, jak będę tak bogata, że nie będę wiedziała, co robić z pieniędzmi, to pójdę i ją kupię;) Chciałam ją Wam pokazać, ale nie mogę znaleźć żadnego zdjęcia w internecie, a w sklepie zdjęć zrobić nie mogę:( Jeśli gdzieś znajdę, to wrócę i dorzucę.

Tyle zabawnych historii w tych sklepach. Bawią mnie małe dziewczynki, które chodzą za swoimi mamami w supermarketach i przynoszą co chwilę lalki i mówią: "Ładna lalka, mamusiu, prawda? Bardzo ładna jest ta lalka. Tak mi się ona podoba, wiesz?" A mamy odpowiadają: "Uhm, tak, bardzo ładna. Chodź idziemy kupić coś na obiad". To takie słodkie:)

Można by o tym pisać i pisać... :) Dziś czeka mnie powtórka z rozrywki, więc pewnie znów nie raz się uśmieję:) Ech, żebym tylko wszystko znalazła. Wam też życzę powodzenia w prezentowych poszukiwaniach i gorąco pozdrawiam!!!

18.11.2012

Koala-psotnik

Nareszcie skończyłam szyć koalę i od razu wrzucam zdjęcia. Ma 14 cm wysokości i uszyłam go z filcu. Nie chciał się dać uszyć, ale jakoś sobie z nim poradziłam;) Stwierdzam, że jest to najtrudniejsza zabawka, jaką do tej pory uszyłam, bo składa się z wielu małych części, które nie wiadomo było, jak ze sobą połączyć. To trochę jak puzzle, tylko w ich przypadku, jak się przyłoży dwa prawidłowe, to idealnie do siebie pasują. W przypadku koali niestety tak nie było i w jedno miejsce pasowało wiele części. Taki oto psotnik właśnie. Kilka razy musiałam więc pruć to, co już uszyłam i dopasowywać gdzieś indziej.

Uszy zrobiłam najpierw ciemne, bo tak sobie wymyśliłam, że trochę urozmaicę kolory, ale wyglądał jak słoń, więc też musiałam je wymienić na jasne. Takie lepiej komponują się z całością. Myślę, też, że następnym razem zmieniłabym też lekko ich kształt, bo obejrzałam w internecie mnóstwo zdjęć koali i na żadnym nie miał takich długich. Ale myślę, że za prędko się za drugiego nie zabiorę, o ile w ogóle;) Strasznie się przy nim napracowałam.

Oczy najpierw były wyszyte, ale okazało się, że zupełnie nie sprawdziły się w połączeniu z filcem. Materiał "puszył się" i zakrywał oczy, w efekcie czego prawie ich nie było widać. Bardzo mi zależało na tym, żeby koala miał bystre, wesołe spojrzenie. Wygrzebałam więc w moich zapasach zaciskane oczy, które kupiłam jeszcze w tamtym roku i "zamontowałam" mu właśnie takie. Nie sądziłam tylko, że tak ciężko je zacisnąć z drugiej strony. Chyba będę musiała poprosić następnym razem jakiegoś osiłka o wsparcie. A tymczasem przedstawiam efekt końcowy:









Od tyłu wygląda trochę jak słoń, prawda?








Nie patrz, kocie, bo ci się później będą koszmary śniły;)






14.11.2012

Biedne psiaki

Dostałam dziś rano maila, który mną bardzo wstrząsnął. Pewna wolontariuszka opisała sytuację schroniska dla psów, z którym współpracuje. Aż płakać się chce. Nie wiem, jak ludzie mogą być tak okrutni i wyrządzać krzywdę stworzeniom, które je tak kochają. Psy, mimo, że są torturowane, wracają do swoich właścicieli. Taka destrukcyjna miłość, która dowodzi tylko tego, że pies jest ucieleśnieniem prawdziwej wierności.

Poniżej załączam maila od pani Ewy, może i ktoś z Was zechce przeznaczyć jakąś swoją pracę na licytację dla tych biedaków:

"Dzień Dobry.

Nazywam się Ewa Łopata i jestem wolontariuszką Stowarzyszenia Pomocy Zwierzętom Łapa, które ma siedzibę w Nowym Tomyślu (wielkopolskie) ale pomaga zwierzętom nie tylko ze swojego terenu. Pomimo że Stowarzyszenie powstało niedawno, bo w kwietniu tego roku- to podopiecznych nam nie brakuje.
Staramy się pomagać okolicznym Przytuliskom w wyadoptowywaniu zwierzaków, zbieramy fundusze na budy dla nich, sterylizujemy bezpańskie koty i walczymy o życie tych, które cierpią przez ludzką głupotę i nieodpowiedzialność. W chwili obecnej mamy pod opieką dwie sunie pozbawione jednej z kończyn (Wendy i Diana), dwóch psich staruszków, oraz kilkanaście psiaków które zostały odebrane w trybie interwencyjnym "właścicielom".
W ciągu ostatniego tygodnia pod naszą opiekę trafił skatowany przez człowiek psiak (Maluch ma wybite dolne ząbki, zmasakrowanego penisa i porażone nerwy około-odbytowe) oraz w dniu wczorajszym maleńka sunia ze zmiażdżoną miednicą. Suczka została wyrzucona z auta w okolicy schroniska i wpadła pod jego koła. Pomimo, że Jej człowiek wyrządził Jej tak wielką krzywdę, w nocy udało jej się wydostać z boksu i doczołgać pod bramę gdzie czekała na powrót swojego Pana.

Niestety nie mamy pieniędzy na leczenie naszych podopiecznych... Stąd mój mail do Pani... i moje pytanie.
Czy nie zechciała by Pani ofiarować choć jednej ze swoich prac na licytację na rzecz naszych podopiecznych?
Sama starałam się gromadzić pieniądze sprzedając moje szydełkowe prace (http://www.dogomania.pl/forum/threads/224249-Trwa-realizacja-zam%C3%B3wie%C5%84-i-rozliczanie), jednak w chwili obecnej nie mam czasu by siąść z szydełkiem. Prowadzę dom tymczasowy dla Podopiecznych Łapy i mieszka ze mną 5 zwierzaków.
W zamian nie mogę ofiarować zbyt wiele- umieszczenie linku/ banera Pani Galerii/Bloga na naszej stronie internetowej stowarzyszenielapa.pl i dozgonną wdzięczność.

Pozdrawiam serdecznie i czekam na Pani decyzję"

Oczywiście wiadomo, co zdecydowałam. W weekend siadam do maszyny i "jadę" z owieczkami. Przydadzą się psiakom ciepłe budy na zimę. Gorąco zachęcam do przyłączenia się do akcji!

8.11.2012

O statusie prac słów kilka

Myślami jestem dzień i noc przy maszynie, a rękami i nogami gdzie indziej. Ostatnio mam bardzo mało czasu na szycie i bardzo nad tym ubolewam. Zaczęłam kurs angielskiego, dwa razy w tygodniu po pracy, zaczęłam chodzić na siłownię, żeby trochę rozruszać kości, do tego praktyki tłumaczeniowe i ogarnięcie domu. Ja nie wiem, ale naprawdę, jakby tak spróbować zrobić wszystko, co by się chciało zrobić, to nie starczyłoby czasu na sen. A spać przecież trzeba. Miałam kiedyś w liceum nauczyciela, który mawiał, że nie ma takiego zjawiska jak "brak czasu", bo jeśli nie zrobiliśmy danej rzeczy, to tylko dlatego, że w danym czasie robiliśmy coś innego. A od nas zależy, które zajęcie wybraliśmy. To my jesteśmy panami naszego czasu. Myślę, że to bardzo mądre słowa, ale nie do końca łatwo je zastosować w praktyce. Bo jak tu wybrać pomiędzy ugotowaniem obiadu a posprzątaniem łazienki? Albo nauczeniem się angielskiego a zrobieniem zadań na praktyki? Wydaje mi się, że wszystko jest ważne i nie mogę z niczego zrezygnować. Bardzo intensywnie pracuję więc nad tym, żeby tak zorganizować sobie życie, żeby jakoś te wszystkie zadania połączyć i zachować równowagę. Ostatnio wpadłam nawet na to, żeby nie wracać do domu tramwajem, tylko na pieszo i w ten sposób fundować sobie codzienną dawkę sportu. Przynajmniej nie mogę teraz narzekać, że nie mam czasu na sport i dlatego boli mnie kręgosłup. Wychodzi godzinka, a przynajmniej trochę sie poruszam, ożywię i dotlenię (spalinami, co prawda, ale wmawiam sobie, że lepsze takie powietrze, niż tramwajowy zaduch).

Kilka dni temu siedziałam nad koalą, który nijak nie chce zostać dokończonym. Co chwilę wywija mi jakieś numery. A to filcu zabrakło i trzeba było kupić, a ten nowy miał lekko inny odcień i praca stała, a to szpulka z nitką pokulała się gdzieś nagle i nie mogłam jej znaleźć. Istne szaleństwo. Swoją drogą, do tej pory nie wiem, jak to się stało, że zszywając jego piękną koalową główkę, nagle trąciłam szpulkę i tak się "skitrtała" (jak to mówią w Wielkopolsce), że musiałam odłożyć pracę na następny dzień. Ani na kocu, ani pod kocem, pod łóżkiem, nigdzie jej nie było. A na drugi dzień podnoszę maszynę i co widzę? Szpulka leży sobie, jak gdyby nigdy nic i pewnie dziwi się, że zabawa poprzedniego dnia tak szybko się skończyła;) A koala nadal czeka na swoje 5 min, a raczej 35, bo pewnie tyle tylko brakuje mi już do jego wykończenia. To chyba najtrudniejsza zabawka, jaką w życiu uszyłam. Taki mały, a taki trudny. Ale tak jest, kiedy ma się sam wykrój, bez jakichkolwiek wskazówek, co do techniki i kolejności zszywania. Wszystko trzeba robić intuicyjnie, metodą prób i błędów. A tych niestety nie brakowało. A to uszy za chude, i wyglądał jak słoń, a to tyłek jakiś taki wypięty... Mam nadzieję, że następny post będzie już o tym małym nicponiu;) Gorąco pozdrawiam!

31.10.2012

Dziś są moje urodziny:)))))))))))))))))

Taka jestem szczęśliwa:) Przemiły poranek, pełen niespodzianek od bliskich. Nie wiem, jak to jest, ale w urodziny jakoś człowiekowi raźniej, lepiej, weselej:) To takie miłe, jak co chwilę dzwoni telefon i nie jest to pani z orange, która próbuje mi wcisnąć wspaniałą ofertę, której i tak nie chcę. Cieszę się więc dziś od rana jak dziecko! Mam dzień wolny,  przygotowuję jedzonko na małe przyjęcie i właśnie zrobiłam sobie przerwę. Ciasto już upieczone, składniki na tartę i sałatki przygotowane. Tym razem wszystko poszło sprawnie i sama się dziwię, że nic się nie przypaliło. Zazwyczaj jest tak, że jak się bardzo staram i chcę, żeby wyszło wspaniałe, powalające na kolana ciasto, to wychodzi na pół przypalony, na pół surowy bobek, z którym nie wiadomo, co dalej zrobić. I jest płacz i gonitwa, bo trzeba na szybko upiec coś nowego. A tu wszystko się udało. Tylko tak zerkam z niedowierzaniem od czasu do czasu na to ciasto, czy przypadkiem nie oszukuje i za chwilę nie opadnie.


A tutaj niespodzianka, jaką "dostałam" od google;) Włączyłam internet, zalogowałam się do poczty, a później chciałam coś znaleźć, więc weszłam w google i co mnie spotkało? Taki oto banerek. Oczywiście nie wpadłam na to, że w poczcie mam podaną datę urodzin, dlatego google jakoś tak dopasowało automatycznie grafikę. Pomyślałam sobie: "Oooo, ale numer, ciekawe, kto ma urodziny tego samego dnia, co ja!" I najeżdżam myszką na mufinka, a tam "Wszystkiego najlepszego, Sylwia". I zbaraniałam. Dopiero po chwili do mnie dotarło i tak się zaczęłam śmiać. Ja to jestem pocieszna. Nawet sama dla siebie;) Zrobiłam zrzut z ekranu, tylko nie dało się uchwycić napisu z googlowymi życzeniami, bo jak tylko wciskałam ctrl, to się odświetlał. Za to ciacha wyglądają smakowicie;)


24.10.2012

Odkryłam Amerykę - czyli jak dodać podlinkowany baner/ zdjęcie na bloga

Ja wiem, że pewnie każdy wie, jak się to robi i pewnie mnie wyśmieje, ale dzisiaj w końcu pojęłam, jak należy dodać banerek tak, żeby klikając na niego na stronie, prowadził bezpośrednio do posta o candy. Jestem z siebie taka dumna:) Już tyle razy próbowałam to zrobić i nie wychodziło. W końcu zamieszczałam banerek łopatologicznie, czyli zapisywałam go sobie na kompie i wklejałam później do posta lub na boczny pasek jako obrazek. No ale przez to właśnie był zwykłym obrazkiem i donikąd nie prowadził. A teraz prowadzą! Z tej radości wzięłam udział w kilku candy:)

Hmm, tak sobie myślę, że może jednak znajdzie się jeszcze ktoś, kto miał podobny problem. Na wszelki wypadek napiszę krok po kroku, jak "odkryć Amerykę". Może akurat się komuś przyda:

1. Jeśli masz konto na blogspot, tak jak ja, klikasz na Projekt, żeby dostać się do ustawień.


2. Klikasz Układ i Dodaj gadżet. W zakładce Podstawy znajdujesz Obraz i klikasz na plusik, który przy nim jest.


3. Wyskakuje Ci okienko, gdzie wpisujesz:

a) w miejsce przy Link wklejasz adres strony bloga, na którym jest candy (a najlepiej adres, jaki widać, jak klikniesz na posta, ogłaszającego candy),
b) prawym przyciskiem myszki klikasz na banerek, który chcesz umieścić i wybierasz Kopiuj skrót albo Kopiuj adres obrazka,
c) wracasz na Twojego bloga i w tym samym okienku, które wyskoczyło, przy wyborze gadżetu i zdjęcia, wklejasz adres banerka. poniżej masz opcję Obraz. W miejsce przy Z internetu. Wklej adres UR obrazu poniżej wklejasz link do obrazka.

4. Klikasz na Zapisz i gotowe! :)


To takie proste, a ja dopiero teraz to rozgryzłam, ech...:)

Gorąco Was pozdrawiam i dobranoc:)

A może tym razem się uda...

Postanowiłam spróbować szczęścia i wziąć udział w candy. Do tej pory nie udało mi się niestety nic wygrać, ale podobno nie można sie poddawać:)


Candy na blogu Sztuk kilka. Bardzo atrakcyjne nagrody, polecam wszystkim:




Candy na blogu Made by Ziuta. Nagroda-niespodzianka:

Candy na blogu kocurka-handmade:

Candy na blogu Simple life of Catherine

23.10.2012

Nowości maskotkowe

Wprawdzie nie zaprezentuję dziś żadnej nowej zabawki, ale chciałabym zapowiedzieć, że lada dzień pojawi się pan miś koala. Podczas krojenia okazało się, że nie wystarczy mi szarego filcu, dlatego kupię dziś więcej i dokończę łobuza. Mam nadzieję, że będzie się go dobrze szyło.

Na swoje narodziny czekają również owieczki. Moje biurko pokrywa sterta gotowych, kolorowych uszu i serduszek na brzuszki, które przygotowałam w sobotę. Mam taki chytry plan, żeby w tym tygodniu je poskładać do postaci owiec. Oby mi się udało! Ech, że też nie da się tego czasu jakoś rozciągnąć. Już nie mówię, żeby wszerz, ale żeby chociaż wzdłuż;)

17.10.2012

Wyróżnienie od Fabryki Oczek

Nadal trudno mi w to uwierzyć, ale dziś dostałam pierwsze w życiu wyróżnienie mojego bloga!!! Czyli to znaczy, że ktoś tu zagląda i że mu się coś podoba. To takie miłe:) Uśmiech nie schodzi z mojej twarzy. Fabryko Oczek dziękuję Tobie przebardzo. A oto moje trofeum:
                                      

                                       


I lista blogów, które bardzo lubię, a twórczość ich autorów bardzo podziwiam. Chciałabym tylko zaznaczyć, że wybór był bardzo trudny, bo uwielbiam rękodzieło i naprawdę wiele rzeczy mi się podoba. Podaję więc listę z małą uwagą, że numeracja nie ma znaczenia. Dla mnie wszystkie te blogi mają nr 1. Chciałabym wpisać jeszcze Fabrykę Oczek, którą baaardzo podziwiam za przepiękne zabawki, cierpliwość i dokładność, ale nie wiem, czy mogę, bo to od niej dostałam wyróżnienie. W każdym razie, Fabryko, jesteś wielka i Ciebie też chcę wyróżnić. A pozostałe blogi to:


1. Koronka
2. Beauty home
3. Dom za końcem świata
4. Tildowa menażeria
5. Ręko-czyny zapałki
6. Frywolna galeria
7. Podusie Figlusie
 

Gorąco pozdrawiam
i dobranoc, liski na noc;)

Mała Kobietka za kółkiem!

Miał być tylko jeden, bo bardzo dużo przy nim pracy, ale zmiękłam i uszyłam drugiego. Zamówienie było pilne i miałam bardzo mało czasu na jego wykonanie, dlatego uszyłam wersję troszkę uboższą w dodatki. Zderzak tym razem nie 3D, bo bym się nie wyrobiła. Ale podobno samochód uszczęśliwił pewną trzylatkę. I o to chodziło;) Bardzo się cieszę i przy okazji gorąco pozdrawiam. Acha, tylko niech nie zapomni zmienić opon na zimę;)

I specjalne podziękowania dla mojego uroczego Fotografa, który tak się rozkręcił, że sfotografował jeszcze liska i przyszedł zapytać, czy nie mam jeszcze jakichś zabawek, bo słońce ładne:)