29.08.2012

A na placu zabaw przed moim blokiem...

Wraz z niedawną przeprowadzką dostałam od losu bezcenną możliwość poznania "innego świata", niby bliskiego, ale jak się okazało zupełnie odmiennego, obcego środowiska. A mowa o codziennym celu wędrówek wszystkich osiedlowych dzieci, czyli o placu zabaw. Niby każdy wie, gdzie na jego osiedlu jest plac zabaw i kiedy jest na nim najwięcej, kiedy najmniej dzieci, ale właściwie na tym się ta wiedza kończy. Nikt nie zastanawia się nad tym, co tam się właściwie wyrabia. A wyrabia się wiele - taki plac zabaw to niemal "inny świat", rządzący się własnymi prawami i nie wpuszczający byle kogo. Wszystkie moje obserwacje biorą się głównie stąd, że dzieci ze sobą nie rozmawiają, dzieci krzyczą i piszczą, nawet jeśli znajdują się w odległości 2 metrów od siebie. Stąd też słychać je przez cały dzień i można się o nich wiele dowiedzieć.

A na placu zabaw przed moim blokiem od rana do wieczora panuje istny młyn i rajd razem wzięte, czyli największe zamieszanie, jakie można sobie wyobrazić. Przekrój wieku od kilku miesięcy do kilkunastu lat (nie licząc matek oczywiście). Dzieci małe bawią się z małymi, duże z dużymi, nie ma zabaw mieszanych. Starszaki się z maluchami nie bawią. Starszaki ich ewentualnie pilnują, jeśli zostali na to skazani przez swych rodziców. A skąd wiadomo, że skazani? Bo z rozmów wynika, że to prawie jak kara. Takimi skazańcami są trzej bracia, którzy muszą pilnować swej najmłodszej prześlicznej siostry Marty. Dziewczynka ma około dwóch lat, całą głowę pięknych, brązowych loków i miniaturowe rączki i nóżki jak lalka. Ładna czy brzydka, ciągle trzeba na nią uważać i zaglądać, czy nie zniknęła z pola widzenia. A Marta niestety nieustannie znika z oczu. Wtedy słychać wołanie: "Ej chłopaki, a gdzie jest Marta?" I najstarszy brat wyznacza posłańca, mającego za zadanie znalezienie uciekinierki i przyprowadzenie jej do bazy. A w bazie zabawy łobuzerskie, gonitwy, bitwy i krzyki, więc nic dziwnego, że Marcie się tam nudzi i szuka własnych przygód. I tak od rana do wieczora.

DZIECI STARSZE:
Dzieci starsze bawią się najczęściej w chowanego, ale więcej w tym krzyku i kłótni, niż zabawy. Wszyscy uważają, że ten, kto szuka, oszukuje i że "nie ma tak", że "pomylone gary" ( u nas się mówiło, że "pobite gary", ale co kraj, to obyczaj). Jakby tego było mało, mimo że wszystkie dzieci na placu są polskojęzyczne, w chowanego bawią się tylko Samanta, Dżesika, Nikola i Rodżer. Bardzo intrygujące.

ZABAWKI:
Przejdźmy do obserwacji na temat dzieci małych. Jak jesteś nowy i przychodzisz na taki gęsto zaludniony plac zabaw, to Ci wszystkie dzieci zabierają Twój dobytek. Niby każdy po jednej zabawce, ale przez to, że dzieci dużo, to nie pozostaje Ci nic innego, jak wziąć sobie do zabawy coś ze sprzętu Twojego nowego kolegi. Niestety musisz się liczyć z tym, że Twój nowy kolega nie będzie z tego faktu zadowolony i wyrwie Ci swoją własność z ręki. Takie życie - inni zabierają Ci zabawki, bo czyjeś fajniejsze, ale Tobie nic nie dadzą, bo swoje trzeba chronić. Taki los "nowego". Dopiero dzięki pertraktacjom mam, że "pożycz", że "daj się pobawić, kolega później odda" możesz coś wywalczyć. Sam jako nowy nic nie osiągniesz, zapomnij.

GWIAZDA PIASKOWNICY:
Z moich obserwacji wynika, że na każdym placu zabaw znajdzie się dziecko, będące ulubieńcem wszystkich. Czasem powodem tego są bogaci rodzice, co przejawia się w ilości i jakości zabawek, innym razem po prostu fajnie się z tym kimś bawi, nawet jeśli nie ma się nic nadzwyczajnego do dyspozycji  (czyt. patyki i kamienie). Taką gwiazdą piaskownicy na moim osiedlu jest bez wątpienia Przemek. Ma około 4. lat i bardzo bystre oczy jak węgielki. Wszędzie go pełno i zawsze słychać, kiedy przychodzi na plac zabaw, bo wszystkie dziewczynki wołają go na obiad. A na obiad tradycyjnie, dzień w dzień to samo, czyli babka piaskowa. Niektóre dziewczynki chcąc prześcignąć swe koleżanki-konkurentki urozmaicają menu, piekąc ciastka. Opowiadają przy tym, czego tam na nich nie ma. I ostrzegają, żeby się nie oparzył, bo blaszka gorąca i że tu ma ścierkę, niech uważa. A Przemek podchodzi, patrzy i co widzi? Piasek. Nie interesuje się więc za bardzo swoimi fankami, bo ileż razy można jeść na obiad babkę piaskową? Nawet dorośli nie jedzą jej na co dzień. Średnio raz w roku, na Wielkanoc, pieką i po sprawie. Bigos by ugotowały, naleśniki usmażyły, a nie w kółko to samo. Ale dziewczynki niestrudzenie pieką swoje babki, nie zważając na brak zainteresowania Przemka. I codziennie słychać ich "Przemek, ooooobiaaaad!"

ZMIANA TOŻSAMOŚCI:
Wiele dzieci bawi się w to, że są kimś innym. Niedawno dzieci podzieliły się na psy i koty i tak szczekały i miauczały na zmianę przez cały dzień. Przedwczoraj dzieci były gęśmi, wczoraj końmi. Nie wiem, czym się kierują, wybierając dany gatunek, ale ważne jest to, że dzieci nie są już wtedy Marysiami, Jędrkami, czy Stasiami, tylko danym gatunkiem zwierząt. Jako że wczoraj był dzień koni, dzieci nazbierały skoszonej suchej trawy, czyli siana, żeby móc je później zjeść. I babcia Marysi nagle odzywa się, że już muszą iść do domu, bo już późno i trzeba wstawić ziemniaki na obiad. A Marysia na to: "Babciu, ale ja nie mogę iść do domu, bo ja teraz jestem koniem." No tak, babcia trochę mało spostrzegawcza, że konia nie zauważyła. Poza tym niedouczona - nie wie, że konia się do domu nie przyprowadza?