15.05.2013

Jak to trąbka na placu zabaw grała

Kochane!

baaardzo Wam dziękuję za tyle dobrych rad i pomysłow odnośnie szyciowych upominków dla maluchów:) Jestem Wam bardzo wdzięczna, bo jakby nie patrzeć nie mam zbyt wielkiego doświadczenia z takimi kruszynkami i trochę się stresuję, czy uszyję coś, co je zainteresuje, czy znudzi. Ja patrzę jak dorosła, mimo, że się czasem bardzo staram wyobrazić, jak one to wszystko widzą. I nie wiem, czy to będzie super, czy mega suchar. Ale zastosuję się do wszystkich rad i zrobię coś szeleszcząco-metkowo-miękko-kolorowego:) I tak sobie myślę, że chyba nawet stąd wynika moja fascynacja postrzeganiem świata przez dziecko. Potrafią czasem tak zaskoczyć, że w życiu by człowiek nie pomyślał.

A propos:
Kilka dni temu wieszam sobie pranie na balkonie. Piękne słoneczko, cieszę się, że wszystko mi wyschnie i nie będzie się kisić w domu. I że mam weekend, że w końcu odpocznę, może poszyję, może poczytam, a może po prostu przez chwilę nic nie zrobię i ucieszę się tym, że nic nie muszę, że nic mnie nie goni. Oczywiście na placu zabaw przed balkonem mnóstwo bawiących się dzieci - różnego wieku, wzrostu i maści;) I nagle ktoś w bloku obok puszcza na cały regulator muzykę, ale taką naprawdę głośną - wściekłą trąbkę, która gra melodię właściwie nie wiadomo jaką, taką trąbkową. I wszyscy się oglądają na boki i szukają, z którego okna dobiega dźwięk. A ja sobie myślę: "Człowieku, nie możesz słuchać we własnym mieszkaniu? Czy wszyscy muszą słuchać razem z tobą? Jak lubisz głośno, to załóż słuchawki. Gdzie ty masz rozum, ludzie chcą odpocząć po ciężkim tygodniu, a ty tu takie numery robisz. Ścisz w końcu" (było jeszcze kilka innych myśli, ale zapisuję tylko wersję ocenzurowaną). I ta muzyka gra i gra. Patrzę wtedy na dzieci i okazuje się, że one są przeszczęśliwe, tańczą i wołają: "jaka piękna muzyczka, ale fajnie". Jednym słowem bezgraniczna radość. I zdębiałam. Zrobiło mi się głupio i najchętniej schowałabym się do środka, gdyby nie parę skarpet, które zostały mi jeszcze do rozwieszenia. Nagle muzyka cichnie, a rozczarowane dzieci pytają jedno przez drugie swoje mamy: "Mamo, a dlaczego nie ma już muzyki, a kto ją wyłączył, a czemu nic nie słychać, a będzie jeszcze za chwilę...?". I tak mi się jakoś smutno zrobiło, że zamiast cieszyć się pierdołami, ja się wściekam... Powinniśmy się uczyć od dzieci, jak doceniać drobne radości. A przede wszystkim postrzegać je jako radości.

13 komentarzy:

  1. Ach dzieci, właśnie dla mnie też jest fascynujące to że we wszystkim widzą tą dobrą stronę (no oprócz jak im gałka lodów spadnie na ziemię). Też niestety mam czasem tak, że coś mnie denerwuje ale całkiem niepotrzebnie bo to chwilowe było i wcale nie do denerwowania.

    Jestem ciekawa co uszyjesz. Niedługo moja siostrzenica też zacznie się bawić i trzeba bedzie coś zrobić, jak na razie zaczyna łapać grzechotki i kwiatka i zazwyczaj jej niekontrolowane ruchy kończą się tym że grzechotki lądują na jej twarzy :) Śmiesznie to wygląda.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale się uśmiałam:) Dziękuję Ci za bardzo miły komentarz:) To może do tego czasu zdążę coś uszyć moim maluchom i będę mogła Ci coś doradzić:)A w jakim wieku jest Twoja siostrzenica?

      Usuń
    2. 5 miesięcy skończy 14 czerwca i już coraz szybciej rozpoznaje twarze i jest z nią większy kontakt.

      Usuń
    3. Ale fajnie:))) Jeszcze się nie obejrzysz, a będzie na randki chodzić;)

      Usuń
  2. Dzieci w swojej "prostocie" postrzegania świata są genialne. A już rozmowy z takimi małymi odkrywcami to dla dorosłego niesamowita przygoda i radośc. Wystarczy się wsłuchac i naprawdę pomyślec co to dziecko chce przekazac.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak dzieci zdecydowanie inaczej odbierają świat niż my dorośli. Czasami za tym tęsknię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super podsumowanie, aczkolwiek mnie by nie zachwyciły takie trąby :P Wolę odpocząć niż słuchać dziwactw :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sobie myślę, że te trąby to tak przypadkowo nie zagrały. Przyjemne nie były, ale może właśnie miały mną trochę wstrząsnąć i skłonić do ruszenia mózgownicą i zrozumienia, że nie wszystko, co wydaje się okropne, takie jest. I żeby zamiast się denerwować, poszukać w tym chociaż odrobiny "pozytywności".

      Usuń
  5. Prawda, ale czasami trudno się cieszyć z walącej muzyki czy ujadającego na balkonie psa sąsiada gdy po całym dniu pracy ;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja się zastanawiam, kiedy dokładnie zatraciłam tę dziecięcą naiwność, zachwyt i ciekawość świata, a nabyłam dorosłą skłonność do irytacji i zamknięcie na to, co odbiega od społecznie ustalonego porządku.. smutne, jak tak pomyśleć. Cieszę się, że mam małe dzieci, od których mogę się tego od nowa uczyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest, że dorastamy i nawet nie zauważamy tego, jak bardzo się zmieniamy. Ale masz rację - kontakt z dziećmi sprowadza człowieka na ziemię i można na chwilę zostawić ten poważny światek i wrócić do naiwności i naturalnej radości ze wszystkiego. Ja też bardzo lubię te chwile:) Gorąco pozdrawiam!

      Usuń

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze:)