25.10.2013

Jesiennie i domowo

Ja to widzę tak, że jeśli nie będę robiła wszystkiego na raty, to nie zrobię nic. Bo zacznę i później nie wystarcza mi sił, żeby skończyć. Już się przekonałam. Tak jest i z szyciem i z gotowaniem i ze sprzątaniem. Codziennie robię jeden etap i dzięki temu posuwam się naprzód. I z pisaniem bloga też będę chyba musiała tak zrobić. Bo prawie nigdy nie mam tyle czasu i sił, żeby usiąść i napisać wszystko od początku do końca, wkleić zdjęcia i sprawdzić, czy wszystko ma ręce i nogi. Dlatego doszłam do wniosku, że najpierw będę pisać - pierwsza rata, a później będę wklejać zdjęcia - druga rata. Sprawdzanie rąk i nóg sobie odpuszczę i nie potraktuję go jako trzeciej raty, tylko dokleję do drugiej. No to piszę:

Byłam w weekend w domu i niestety zaraz po powrocie się rozchorowałam i znów przeleżałam 3 dni, pocąc się jak szczur. Ale taki rasowy szczur pociciel, nie taki udawany. Trzy razy dziennie się przebierałam, aż mi piżam nie wytarczyło i trzeba było się pocić w tym, co zostało. W środę o godzinie 14:00 uroczyście ogłosiłam koniec chorowania, bo szczerze mówiąc, bolały mnie już kości od leżenia dzień i noc w łóżku. Ale przynajmniej naczytałam się książek do syta, na co nie mam na co dzień czasu. Czytać można, leżąc w łóżku, więc idealnie pasowało.

Dzieciaczki bardzo podrosły i bardzo się zmieniły. Są takie doroślejsze, o ile można tak w ogóle powiedzieć o dzieciach:) Wituś nie chce być już przez nikogo brany na ręce, tylko przez swoją mamę. Ja nie wiem, jak on to rozpoznaje, że siedzi u kogoś innego. Jak tylko go wezmę, to się wypręża z całych sił na wszystkie strony i najchętniej by uciekł (jakby mógł). Ale nie mógł, więc go pokojowo oddawałam jego mamie, co by uniknąć większej awantury. Dzielnie nosi pieluszkę, którą mu uszyłam i ma wielką frajdę z tych za długich rzepów, które specjalnie zostawiłam, żeby siostra przycięła na wymiar brzuszka. Jak się mu założy pieluszkę, to od razu zabiera się za te rzepy i próbuje je rozpracować. Ciągnie, szarpie, ale one się nie rozpinają. I tak walczy, aż się zmęczy. No tego bym nie przewidziała. Dzieci chyba w ogóle są nieprzewidywalne. I do tego wyszły mu na dole dwa zęby!!! Taka niespodzianka:) Na razie tylko przebiły się przez dziąsła i widać dwie białe plamki, ale już są:)

A spódniczka dla Lilki okazała się dużo za duża. Tak czułam, że siostra jakoś krzywo zmierzyła, bo jakoś mi nie pasowało, żeby takie małe dziecko miało taki obwód pasa. No ale zdałam się na jej pomiary i dzięki temu Lilka będzie miała spódniczkę na lato w przyszłym roku:) A jaka ona kochana, taka śliczna i dziewczęca. I tak dużo mówi. Najbardziej się rozgaduje, jak ktoś coś opowiada. Trochę jakby chciała go naśladować. Tak śmiesznie to wygląda:)

Pokrowce na taborety bardzo się mamie spodobały i bardzo się z nich ucieszyła. Właściwie to podobały się wszystkim i stwierdzili, że idealnie pasują do kuchni. Zdjęcia oczywiście zrobiłam, ale czekają jeszcze cierpliwie w aparacie, aż je ściągnę i załaduję na bloga. A z tym może być na razie problem, bo popsuł mi się komputer i prawie nie reaguje na to, co się od niego chce. Jest już bardzo stary i wysłużony, wiele razy był formatowany i chyba trzeba będzie kupić nowy. A tyle razem prześliśmy, tyle lat, całe studia, tyle prac na nim napisałam, w tym licencjat i magisterkę. Szkoda mi się z nim rozstawać i ciągle daję mu ostatnią szansę. Tylko od jakiegoś czasu przestał je wykorzystywać:) Biedaczek.

A od rodziców dostałam pyszne soki, dżemy, jajka, wino domowej roboty i pół wielkiej dyni. Wydrukowałam sobie wczoraj chyba z sześć różnych przepisów na zupę dyniową i myślałam, że mi tej dyni wystarczy, żeby wypróbować wszystkie. A tu się okazało, że pół dyni poszło do zupy. Mogłam jednak wziąć całą, ale kto by pomyślał, że tak będzie. Pierwszy raz gotowałam dyniową zupę. Teraz będę wiedziała, ile brać;) A ta dynia taka piękna, że nie mogłam się na nią napatrzeć. Aż szkoda było kroić. Taka pięknie pomarańczowa, naturalna, zdrowa, złoto jesieni. Dzisiaj zjem ją na obiad:)

Życzę Wam miłego piątku! Piątki to takie fajne dni:) Jak ja się jutro wyśpię...:)))
Gorąco Was pozdrawiam i nie dajcie się żadnym chorobom!
:)

18.10.2013

Pokrowce na taborety

Dzień dobry!

chciałam tylko wejść na chwilę, dać znak życia i napomknąć, że tyle się ostatnio dzieje, że nie mam czasu usiąść do pisania. Nazbierało się kilka zaległych postów i mam nadzieję, że po trochę uda mi się je napisać. Codziennie łudziłam się, że dzisiaj to na pewno usiądę do komputera. Jeszcze tylko zrobię zakupy, wstawię pranie, poskładam suche sprzed dwóch dni, wyprasuję sobie ubrania na jutro i pojeżdżę rowerkiem. I co, zawsze się okazywało, że wypadało coś, co wcale nie było zaplanowane, typu nagle dostaję miskę pigwy i robię z niej przetwory. Za to do szycia usiadłam i bardzo chętnie Wam pokażę, co uszyłam.

Miałam pracowity weekend i uszyłam dwie piłki z metkami dla maluchów - Witka i Leny. Miała powstać jeszcze trzecia, dla Lilki, ale ponieważ piłki płatały straszne figle i nie chciały dać się uszyć, to ostatecznie wystarczyło mi sił i cierpliwości tylko na dwie. No cóż, Lilka dostanie swoją w późniejszym terminie. Piłki zasługują na oddzielnego posta, bo dużo o nich pisania. Planuję też zrobić o nich tutorial, bo uszyłam ich w końcu ponad 3 i nauczyłam się na błędach baardzo dużo. Myślę, że może Wam się przydać kilka fajnych rad. Poza tym postanowiłam trochę zmienić charakter bloga i potraktować go również trochę jako notatnik - wrzucać notatki, które tworzę po uszytych projektach, żeby mieć wszystko w jednym miejscu, móc w każdej chwili do tego zajrzeć i przypomnieć sobie, czego mam unikać, szyjąc drugi raz z tej samej formy. A przy okazji może przyda się ta wiedza komuś, kto chciałby uszyć coś podobnego. O ile łatwiej się szyje, kiedy szlak jest już przetarty;)

Dzisiaj pokażę Wam pokrowce na taborety, które uszyłam jakiś czas temu z materiału zakupionego za kilka złotych w lumpeksie i będącego w poprzednim życiu zasłoną. Bardzo mi się spodobał wzór, oryginalny, ciekawy i ciepły - w sam raz na jesienne chłody. Trochę taki indyjski. Myślę, że idealnie będzie pasował do wnętrza kuchni mojej Mamy, bo jest tam dużo koloru żółtego, pomarańczowego i różnych odcieni brązu. Mama pokrowców jeszcze nie widziała, ale jutro się do niej wybieram, więc zobaczę, jak się prezentują na taboretach. Materiał wygląda tak:

 





 Formę odrysowałam od starego pokrowca i wyrównałam, żeby była symetryczna:


Kiedyś uszyłam pokrowce z kwadratu i po założeniu na taboret bardzo się marszczyły na rogach. To był błąd. Teraz zrobiłam zaokrąglone i mam nadzieję, że będą się lepiej prezentować.




A tak wygląda pokrowiec przed zszyciem i wpuszczeniem gumki:




Po samym zszyciu nie ma sensu go pokazywać, bo dużej różnicy nie ma, a po wpuszczeniu gumki nic nie widać, bo się wszystko zwija w kłębek. Jak zrobię zdjęcia w kuchni, to tu dorzucę.

Pa pa:))))

11.10.2013

Pieluszka do szerokiego pieluszkowania

Moi Drodzy,

witam Was serdecznie w ten uroczy dzień o jeszcze bardziej uroczej nazwie piątek:) Jestem już po pracy, pranie mi się pierze, a ja zabieram się do uszycia niespodziankowej maskotki dla mojej chrześnicy, toteż za wiele o tym napisać nie mogę;) Mam za sobą kolejny szalony tydzień, który minął jak z bata strzelił, ale zanim minął, uszyłam w sobotę coś, co chciałabym Wam pokazać. Jest to pieluszka do szerokiego pieluszkowania, która z samą funkcją pieluszki nie ma nic wspólnego, ale jakoś trzeba to nazywać. Siostra dała cynk, że Witusiowi by się przydało, że lekarz zalecił profilaktycznie i że widziała coś podobnego w sieci. No to się poszło do Bławatka, kupiło flaneli od razu dla Leny i Lilki i się uszyło. Ci którzy mają dzieci, pewnie wiedzą, o co chodzi z szerokim pieluszkowaniem. Innym powiem w skrócie, że trzeba tak założyć dziecku pieluszkę, żeby nogi nie miały szans na spotkanie. I wtedy podobno biodra będą zdrowe, a nogi proste. Tyle wiem. Mam nadzieję, że nic nie pokręciłam, bo teraz zwątpiłam, czy te proste nogi też miały być zasługą pieluszki.

Pieluszkę, którą uszyłam, zakłada się normalnie na pampersa i ubranie, a że jest z flaneli, można ją bez problemu prać. Wczoraj ją wysłałam, więc jeszcze nie mam relacji, czy dobra, czy Wituś zaakceptował i czy pieluszka spełnia swoje zadanie.

Uszyłam ją z 8. warstw flaneli, popikowałam (niestety nie zawsze równo, bo mnie wzór mylił) i przyszyłam długie rzepy. Jak się przymierzy i zapnie, to będzie można je skrócić. Z za krótkich nie dałoby się zrobić długich;) Prostokąt ma wymiary 22cm x 50cm. I właśnie teraz, przeglądając zdjęcia, zauważyłam, ze popełniłam jeden wielki błąd, przed którym przestrzegają wszystkie gazety krawieckie - wzór kwiatów z łodygami jest do góry łodygami. Nie wiem, jak ja mogłam tego nie zauważyć. Tyle się napikowałam i nic nie widziałam. Musiałam być chyba bardzo zmęczona.

Pieluszka wygląda tak: (na wygniecioną kapę nie patrzcie;))

 







A może podzielicie się ze mną Waszymi doświadczeniami odnośnie pieluszkowania? :)

Gorąco Was pozdrawiam i życzę duuuużo jesiennego ciepła!

magnolienrinde

7.10.2013

Polecam

Nie napiszę, że polecam ciekawy wykład, bo skojarzy Wam się ze studiami, a nie każdemu studia kojarzą się dobrze. Nie napiszę też, że facet mądrze mówi i warto go posłuchać, bo ci, którzy nie lubią nikogo słuchać, na pewno nie klikną i całość zignorują.

Napiszę tylko, że koleżanka poleciła mi posłuchać kogoś, kto potrafi dotrzeć do człowieka prostymi słowami i skłonić do myślenia. A później do działania, do zmian. Mi te zmiany były bardzo potrzebne. Przestałam dusić w sobie marzenia i cieszyć się, że je mam. Teraz cieszę się, że je spełniam.

Zachęcam Was do posłuchania Jacka Walkiewicza: Pełna moc możliwości.
 
 
 
Miłego poniedziałku:)
magnolienrinde