Stoję sobie wczoraj w kolejce w Biedronce, mnóstwo ludzi, ale działają tylko dwie kasy - standard:) Jestem może piętnasta, a za mną jeszcze kilka osób. Ale to nic, najważniejsze, kto przede mną. Kobieta z dzieckiem, ok. 10-letnim, chłopcem. Elegancko ubrana, w długi, bardzo ładny i porządny płaszcz, włosy upięte w koczek. Syn tuż przy niej, z pełnym naręczem gum do żucia i soczków w kartonikach. Zadowolony, bo zaraz będą jego;) Ludzie znudzeni długim czekaniem oglądają się wokół w poszukiwaniu jakiegoś punktu zaczepienia, który umili i skróci im oczekiwanie. I wtedy odzywa się głośno chłopiec z gumami:
- Mamo, a dlaczego Ty nigdy nie byłaś baletnicą? Babcia przecież była...
Oczywiście w tym momencie, wszystkie oczy skupione na mamę, która zaczyna się biedna plątać i tłumaczyć, świadoma, że mówi nie tylko do swojego syna, ale również do całej sklepowej publiczności, bardzo zainteresowanej tematem:
- Bo takie były czasy, dziecko. Zresztą bardzo dobrze, bo musiałabym spędzać długie godziny na ćwiczeniu. A w ogóle, to ja nigdy nie lubiłam baletu.
Syn, wyraźnie niepocieszony, ciągnie wątek:
- Ale babcia była przecież baletnicą, to dlaczego ty nie chciałaś? Dziwne. A ja nawet wiem, do jakiej szkoły baletowej babcia chodziła, bo mi powiedziała - do Szkoły Baletowej imienia Królowej Jadwigi.
Na co biedna mama oblewa się purpurowym rumieńcem i odpowiada donośnie, żeby wszyscy usłyszeli:
- Ależ Ty bzdury opowiadasz, Królowa Jadwiga nie tańczyła w balecie, więc szkoła nie mogła zostać nazwana jej imieniem. Pomyliło ci się. Nie wiem, skąd ci to przyszło do głowy.
A jej syn na to:
- A no tak, pomyliło mi się, to była Szkoła Baletowa imienia Królowej Jadwigi i Mieszka Pierwszego.
Matka tylko westchnęła: Ja chyba oszaleję... i się poddała:)
Bardzo mnie rozbawiła ta historia. Próbowałam wyobrazić sobie oczywiście zaraz Królową Jadwigę, ubraną w baletki i krótką białą spódniczkę i podskakującą na scenie przy dźwiękach Jeziora Łabędziego, ale jakoś nie potrafię. A Mieszka Pierwszego to już w ogóle.:) Ale dziecko potrafi:)